WSPOMNIENIA
Pożegnanie
Piątek, 25 września 2020 roku
Msza święta pogrzebowa w kościele dominikanów pw. św. Mikołaja w Gdańsku. W prezbiterium tego kościoła wyznali sobie miłość Sabina i Jacek. W tym samym miejscu kolejni ich synowie przez chrzest przyjmowani byli do wspólnoty chrześcijan, otrzymywali nowe życie. Tu też stało zdjęcie uśmiechniętego Kacpra z urodzin, które obchodził kilka dni wcześniej. Zamknięty rozdział Jego życia wpisany w historyczne mury tego kościoła. Dużo młodych twarzy. Na wejście, w ciszy, rozległ się przejmujący śpiew Lidki Buksak o tym, że tam, gdzie się idzie nie trzeba się lękać…
Ref. Nie lękaj się,
Ja jestem zawsze z tobą,
Pójdź, za Mną, pójdź,
Ja dam odpocząć ci.
1.Będziesz szedł jałową pustynią,
Lecz nie umrzesz z pragnienia.
Będziesz szedł daleko i bezpiecznie,
Choć nie będziesz drogi znał.
Będziesz mówił słowa do obcych ci ludzi
I zrozumieją cię. Ujrzysz Bożą twarz i będziesz żył.
2.Choćbyś szedł przez wzburzone morze,
Nie utoniesz wśród jego fal.
Choćbyś szedł wśród płomieni ognistych,
Nie wyrządzą ci one zła.
Choćbyś stanął przed piekła potęgą i śmierć
Cały czas za tobą szła, wiedz, że zawsze jestem w drodze twej.
3.Szczęśliwi ubodzy w duchu,
Bo Królestwo wasze jest.
Szczęśliwi płaczący nad losem swym,
Bo cieszyć będziecie się.
I gdy ludzie nienawidzić będą was
Weselcie wszyscy się. Żyję, żyję wśród was.
/Tadeusz Kostoń/
Przy ołtarzu sprawowana msza święta przez ks. dr. Krzysztofa Niedałtowskiego, w koncelebrze z ks. dr. Sławomirem Czalejem i o. Piotrem Freyem OP.
Liturgia słowa
Pierwszego czytania podjęła się Marysia, kuzynka. Czystym głosem przywoływała sprawiedliwego, który osiągnąwszy doskonałość, umarł przedwcześnie…
Czytanie z Księgi Mądrości 4, 7-15
Sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek. Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości - życie nieskalane.
Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość, i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy: bo urok marności przesłania dobro, a burza namiętności mąci prawy umysł.
Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele. Dusza jego podobała się Bogu, dlatego pospiesznie wyszedł spośród nieprawości.
A ludzie patrzyli i nie pojmowali ani sobie tego nie wzięli do serca, że łaska i miłosierdzie nad Jego wybranymi i nad świętymi Jego opatrzność. Oto słowo Boże. Wierni: Bogu niech będą dzięki.
W psalmie responsoryjnym wyśpiewane są słowa o zielonych pastwiskach dających odpoczynek duszy i mieszkanie w domu Pana...
Ref. Zła się nie zlęknę, bo Ty jesteś ze mną, (23(22), l-2a. 2b-3. 4. 5. 6)
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoją chwałę.Ref.
Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Ref.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, orzeźwia moją duszę.
Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Kij Twój i laska pasterska są moją pociechą. Ref.
Stół dla mnie zastawiasz na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem, a kielich mój pełny po brzegi./Ref.
Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni życia
i zamieszkam w domu Pana po najdłuższe czasy. Ref.
W drugim czytaniu Kamil Bocheński z Murallu/BlokFitu, akcentuje fragment o otarciu oczu z wszelkiej łzy, o wodzie życia, danej spragnionemu...
Czytanie z Księgi Apokalipsy świętego Jana Apostoła (21, l-5a. 6-7 11)
Ja, Jan, ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma. I Miasto Święte - Nowe Jeruzalem ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swojego męża.
I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: «Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie "Bogiem z nimi". I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ani krzyku, ani trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły».
I rzekł Zasiadający na tronie: «Oto czynię wszystko nowe». I rzekł mi: «Stało się. Jam Alfa i Omega, Początek i Koniec. Ja pragnącemu dam darmo pić ze źródła wody życia. Zwycięzca to odziedziczy, i będę Bogiem dla niego, a on dla mnie będzie synem». Oto słowo Boże. Bogu niech będą dzięki.
Ewangelia, odczytana spokojnym głosem przez o. Piotra Freya, przywoływała miejsce, gdzie jest mieszkań wiele.
Słowa Ewangelii według świętego Jana (J 14,1-6)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przybędę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”.
Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”. Oto słowo Pańskie.
Kazanie ks. Krzysztofa Niedałtowskiego dotykające śmierci, największej tajemnicy życia ludzkiego.
NIEZBADANE SĄ WYROKI BOSKIE
Śmierć zawsze jest tragedią. Jednak w dwójnasób gdy zabiera człowieka młodego, przed którym, wydawałoby się, dopiero całe życie. Pan Bóg powołuje jednak według nieznanych nam kryteriów. Bywa, że kogoś będącego w połowie drogi. Nie znamy Jego motywacji, ale jako wierzący, powinniśmy uznać, że przemawiały za tym ważne powody.
WIARA POZWALA NAM ZNIEŚĆ NIESZCZĘŚCIA
Z ludzkiego punktu widzenia śmierć jest skandalem. Buntujemy się przeciwko niej. Ale musimy przyznać, że jest nieuniknionym zwieńczeniem. Wiara pozwala oswoić absurd. Śmierć nie jest prawdziwym końcem.
ŚMIERĆ JAKO WYBAWIENIE
Ludzie od zawsze zmagali się z tajemnicą śmierci. Czy śmierć jest naprawdę konieczna? Czy nie moglibyśmy żyć na ziemi wiecznie? Marzenie to jest obecne od zarania świata. Na kartach Starego Testamentu w postaci przypowieści o żydzie wiecznym tułaczu. Za swoje grzechy został on przewrotnie obdarowany - nie mógł stracić życia. Coraz starszy i coraz słabszy błądzi w nieskończoność wśród kolejnych pokoleń ludzi w oczekiwaniu końca świata. Podobną opowieść znajdujemy w starożytnej mitologii. Bogini Eos uprosiła Zeusa aby obdarzył nieśmiertelnością jej ukochanego Titonosa, który był człowiekiem. Jednak zapomniała poprosić o dar wiecznej młodości, wskutek czego kochanek stał się nieśmiertelnym starcem. Bogini nie mogąc znieść cierpienia ukochanego błagała o ulitowanie się nad nim. W końcu Zeus przemienił Titonosa w świerszcza. Wygląda na to, ze wieczne życie w naszej obecnej ludzkiej kondycji nie da nam szczęścia, przeciwnie przemienia się w nieuchronną tragedię.
ŻYCIE PRAWDZIWE
Prawdziwie szczęśliwe życie wieczne możliwe jest tylko wśród aniołów i świętych, już poza śmiercią. Wiedząc o ofierze jaką za zbawienie każdego z nas, nasz Pan Jezus Chrystus złożył na krzyżu, możemy mieć uzasadnioną nadzieję, że nasz brat Kacper dostąpił już prawdziwego życia i w obecności samego Boga zażywa teraz radości i pokoju.
Komunia święta i wielu młodych do niej przystępujących…
Pożegnałem Kacpra z nadzieją, że tak jak był, nadal pozostanie aniołem naszej rodziny.
Na wyjście kanon z Taize, śpiewany a cappella przez Lidkę Buksak, o Panu, który jest mocą swego ludu i że przy Nim nie jest się samym.
Pan jest mocą swojego ludu,
Pieśnią mą jest Pan.
Moja tarcza i moja siła,
To mój Bóg,
Nie jestem sam.
W Nim moja siła
Nie jestem sam.
Srebrzysko
W kaplicy cisza, jedynie trumna, do której podchodzili niektórzy, by Go pożegnać. Sabina, Jacek i Marceli stali przy niej, wzajemnie się obejmując. Tymon zaś szukał dla siebie miejsca. Bronił się przed okazaniem rozpaczy po odejściu brata. Tuż przed wyprowadzeniem przyszedł ks. Sławek Czalej i odmówił modlitwy pogrzebowe, przywołał chrzest, poświęcił ciało w trumnie. Ruszył niespotykany kondukt pogrzebowy. Im był bliżej grobu, tym się powiększał, sięgał aż do bramy cmentarnej. Młodzi, młodzi, młodzi, jedynie gdzieś nie gdzieś, siwe głowy...
Przejmujące, osobiste słowa pożegnań. Ks. Sławek Czalej: …. najtrudniejszym momentem jest złożenie do grobu. W tym momencie chcielibyśmy doszukać się sensu w tak krótkim życiu Kacpra, a także wynikającego z niego dobra. […] Kacpra zapamiętałem z jego uczestnictwa w wykładach z fotografii na Uniwersytecie Gdańskim i podczas Medionaliów na Politechnice Gdańskiej. Kiedy inni słuchacze padli, kładąc się na ławkach, jedynie Kacper zasłuchany był w opowieść o historiozoficznych aspektach powstania fotografii. Na koniec zapytał czy dobra fotografia to jest ta, która pokazuje to, czego nie widać. Zdaje się wskazywać na rzeczywistość, która dopiero przed nami, za horyzontem. To było genialne zdanie. Do dziś je pamiętam. Dotknął tego czym jest nie tylko fotografia, ale i życie człowieka. Jest ono ciągłym przekraczaniem naszej wyobraźni, wydobywaniem i poszukiwaniem w sobie podobieństwa i obrazu samego Pana Boga, na którego podobieństwo zostaliśmy powołani do istnienia. Kacper był bardzo blisko tego obrazu Chrystusa, bo przecież dzięki Niemu fotografia powstała. To podobieństwo ukazywało się poprzez relację miłości realizowaną przez Kacpra w różny sposób. Koleżeński, braterski, nauczycielski, otwarty na drugiego. Można dziękować, że w tak krótkim życiu zrobił tak wiele dobra. I to co było dla niego za mgłą teraz ogląda w pełnym świetle. Wyszedł z jaskini cienia i widzi świat, do którego my zdążamy…
Kamil Bocheński z Murallu/BlokFitu i Ola Stybor z Porzecza przywołali Kacpra jako niezrównanego kolegę, zawsze pomocnego i uśmiechniętego.
Trumnę powoli spuszczano do grobu… Stanęli przy Nim murem, całą rodziną: Sabina, Jacek, Tymon i Marceli. Byli jak dłoń, bez palca. Jacek wypowiedział ból po Jego odejściu. Jeszcze Tymon wziął mikrofon i zwracając się do wszystkich spuentował z nadzieją, że dla młodych pozostanie On w ich pamięci… Cisza…
Gdy rozległy się takty ulubionej melodii Kacpra, którą słuchał prawie non stop, zerwał się silny wiatr, drzewa mocno się pochylały, spadały liście. Przejmujące słowa o pustyni, gdzie jedynie tylko ty znasz swoje imię, o mieście z kamiennym sercem, o wolności, rzece rwącej swym korytem… Gdy umilkły ostatnie dziwęki, nagle nastąpiła cisza, wiatr ustał…
spisał Andrzej Drzycimski
Pożegnanie /
Dziadek Andrzej Drzycimski
Piątek, 25 września 2020, godz. 10.00 msza święta, kościół dominikanów pw. św. Mikołaja
Nie tak miało być… Żegnam Kacpra, najstarszego wnuka.
Nie wiem czy dam radę dokończyć to, co chciałbym powiedzieć, wybaczcie.
Dziękuję Wam, którzy tu jesteście. Dziękuję tym wszystkim, którzy, znani i nieznani, byli i są z nami, wspierając obecnością, pomocą, dobrocią, telefonami, sms-ami i wielką, a to wielką modlitwą w całej Polsce i zagranicą zanoszoną w Jego intencji.
Dziękuję księżom przy ołtarzu ks. dr. Krzysztofowi Niedałtowskiemu, który wspomógł Sabinę w tym pierwszym, najtrudniejszym momencie i ks. dr. Sławomirowi Czalejowi, przynoszącemu pocieszenie i modlitwę, jak i księżom w całej Polsce i zagranicą za duchowe wsparcie i msze w intencji Kacpra i Najbliższych. Dziękuję ojcu Piotrowi. Dziękuje dominikanom za kilkudziesięcioletnie już przygarnianie nas, najpierw mojego pokolenia, a później naszych dzieci. I to doprowadziło Sabinę i Jacka do stóp tego ołtarza, gdzie ślubowali sobie miłość. I tu w tym samym miejscu, najpierw Kacper, później Tymon i Marceli, przez chrzest, przyjmowani byli do Kościoła. I na początek nowego życia otrzymali różańce od Świętego Jana Pawła II.
I tu z tego samego miejsca żegnam Kacpra. Był pierwszym wśród braci obdarzonych radością mądrej miłości Sabiny i Jacka, kształtujących w nich odpowiedzialną wolność wyboru. Nasza radość. Anioł rodziny. Anioł dobroci. Spokojny, opanowany, pomocny, rozświetlający uśmiechem i delikatnym dowcipem. Dorastający, doskonalający się w pokonywaniu własnych słabości, uważnie słuchający, szukający dogłębnych odpowiedzi na pytania swego życia, rozwiązujący zawiłości współczesnego internetu.
Dla Sabiny podpora w domu, wzór dla braci, doświadczony starszy brat, niedościgniony w kuchni w komponowaniu smaku potraw.
Partner i doradca dla Jacka w gąszczu współczesnej techniki komputerowej, niekiedy, pod jego nieobecność zawodową, zastępujący go w roli ojca. Uczący dobroci.
Delikatnie, jak to on, wciągający Tymona na ścieżkę życia, sportowej rywalizacji i odpowiedzialności, wręcz go kształtujący, aż do dojrzałego braterstwa. Układający z nim wspólne plany na przyszłość.
Marcelemu zaś, którego obejmował żegnając się z nim, podpowiadał i przekazywał swoje doświadczenia i ukształtowane pasje, wreszcie przekazał cały swój gromadzony przez lata sprzęt fotograficzny.
Wzór dla kuzynów Marysi i Adasia, dla nich zwyczajnie, po prostu starszy brat.
I na progu dojrzałości wielka miłość - Natalia. Układanie już wspólnego życia, plany, marzenia…
Wszystko to łączył. Było miejsce na studia, pracę zawodową, pomaganie innym, doskonalenie się w sportowej wspinaczce.
I ten Kacper, pełen dobroci, ewangelicznego prawego umysłu i ledwie otwartych ścieżek życia, nagle został z niego wyrwany. Przeszedł na drugą, tajemniczą, dla nas stronę cienia.
Bądź Aniołem naszym, opiekującym się jak dotąd, ale tam z wysoka, choć pozostawiasz nas w smutku i rozpaczy, ale z nadzieją, że jak zwykle u Ciebie, że przywitasz nas z tym swoim delikatnym uśmiechem.
Do zobaczenia w Twych butach wspinaczkowych. Żegnaj i do zobaczenia w domu Ojca, gdzie jest mieszkań wiele. Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie. Amen.
Pożegnanie / Kamil Bocheński
(BlokFit/Murall)
25 września Cmentarz Srebrzysko
Szanowna Rodzino! Szanowni Przyjaciele i Wszyscy Zgromadzeni!
W imieniu ekipy pracowników i całej społeczności ściany wspinaczkowej Murall (dawniej BlokFit) chce przekazać wszystkim tutaj zgromadzonym, że Kacper to był wyjątkowy gość.
Dla niektórych z nas Kacper był świetnym kompanem wspinaczkowym, prezesem studenckiego klubu wspinaczkowego albo serdecznym kolegą z pracy. Dla części z nas z kolei Kacper był wspaniałym przyjacielem, ziomkiem - wręcz bratem. Dla niektórych osób Kacper był NIEZWYKLE szanowanym pracownikiem który nie bał podjąć się każdego, nawet najbardziej wymagającego zadania począwszy od tworzenia dróg wspinaczkowych kończąc na programowaniu 3-wymiarowych wizualizacji. Dla innych z kolei był fantastycznym trenerem. Miał fantastyczne podejście zarówno do opieki nad najmłodszymi jak i starszymi wspinaczami.
Dla WSZYSTKICH jednak był zawsze UŚMIECHNIĘTYM, dobrym i pomocnym człowiekiem.
Murall/BlokFit - była dla Kacpra nie tylko miejscem pracy ale przede wszystkim miejscem realizacji ogromnej, sportowej pasji którą zarażał wszystkich dookoła - począwszy od swoich braci.
Kacper przeplatał płynnie treningami wspinaczkowymi codzienne obowiązki, studia i pracę. Potrafił spędzić też " na ścianie" długie godziny przygotowując się do zajęć - jak tylko zamknę oczy to widzę go wiecznie inteligentnie uśmiechniętego, z tym błyskiem w oku, siedzącego z laptopem i kawą przy barze…
Kacprze!
BlokFit / Murall - Był dla Ciebie miejscem ważnym i wyjątkowym.
Ty dla Naszej całej ekipy, dla naszej całej społeczności też zawsze byłeś ważny i wyjątkowy.
Zachowamy Ciebie w naszej pamięci!
Spoczywaj w pokoju Przyjacielu!
Pożegnanie / Ola Stybor
Cmentarz Srebrzysko 25 września 2020
Szanowni Państwo, moi Drodzy!
Nazywam się Ola Stybor i jestem przyjaciółką Francuza. Skąd ksywka? Łatwo się domyślić.
Znaliśmy się z Porzecza. Razem z Oposem, Tymonem, Kondziem, a później i Rysiem jeździliśmy tam na obozy, kurs śródroczny i do pracy jako wychowawcy. Razem chodziliśmy z mapą, nocowaliśmy w lesie, wspinaliśmy się, razem bawiliśmy się, narzekaliśmy, wylewaliśmy siódme poty i nie spaliśmy do 4 nad ranem.
Jak Francuza wspominamy? Nic nie stanowiło dla niego problemu, czy chodziło o wymyślenie LARPA w jeden wieczór, czy zrobienie lazanii o drugiej w nocy i zjedzenie jej z dżemem. Często też rozmawialiśmy między sobą, jak to się dzieje, że Francuzowi wszystko wychodzi? Jak to jest, że choć w sposobie bycia jest taki chaotyczny, to wszystko, co robił, było koniec końców dokładnie takie jak powinno być? Możliwe, że ten chaos rozgrywał się tylko na poziomie porozumiewanie się. Wiemy wszyscy jak Francuz niewyraźnie mówił. Dla niewtajemniczonych dodam, że kiedy pisał, równie często zastanawialiśmy się, co tak właściwie miał na myśli.
Francuz miał zawsze jakiś pomysł, a nawet gdy go nie miał, potrafił udawać, że ma i w chwilę wymyślał rozwiązanie. Może to właśnie sprawiało, że pracując z nim, miało się ogromne poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Nic złego się nie zdarzy, bo jest z nami Francuz. Francuz to przecież ogarnia. Na Francuza zawsze można było liczyć. Nie tylko jako współpracownika, ale i przyjaciela. Był bezinteresownie pomocny i na wskroś uczciwy, również w grach planszowych. Zawsze znajdował czas, żeby się z nami spotkać, żeby po raz setny przećwiczyć chodzenie na azymut albo pooglądać Star Treka.
Francuz zawsze był. I dlatego, że zawsze był, teraz tym bardziej będzie nam go brakowało.
Dziękuję.
Pożegnanie / Rodzice
Cmentarz Srebrzysko 25 września 2020
Kacper odszedłeś! Zostawiłeś olbrzymi krater po Sobie!
Byliśmy jak jedna dłoń z pięcioma palcami. Teraz jeden z nich poszybował gdzieś do góry.
Jednak dłoń została!
Miałeś wiele pasji: gotowanie, surwiwal, fotografia i Twoja ostatnia ukochana wspinaczka skałkowa.
Byłeś też najlepszym bratem zawsze obecnym w życiu Tymona i Marcelego.
Miałeś wielki dar dobroci, która emanowała wokół Ciebie.
Ciebie nie ma, ale dobroć i miłość ludzi wokół nas pomaga nam przeżyć kolejne dni.
Brakuje słów aby za to wszystko podziękować.
Można jedynie powiedzieć, że synku Twoja tragiczna Śmierć rodzi Dobro.
Sabina, Jacek, Tymon, Marceli
Podziękowanie / Dla Rodziny
i Przyjaciół Śp. Kacpra Kukiera
Wyrażamy serdeczną wdzięczność za organizację zbiórki datków na rzecz podopiecznych Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych im. Ks. E. Dutkiewicza SAC podczas pogrzebu Śp. Kacpra Kukiera.
Dziękujemy za wrażliwość i solidarność wobec chorych, okazaną w tak trudnych dla Państwa chwilach.
Anna Janowicz
Prezes Prezes Fundacji Hospicyjnej z zespołem
30 września 2020 r.
Podczas zbiórki zebrano ponad 7000 zł, które przekazano na hospicjum dziecięce.
List / Antek Karbowiak
Hej Wujku,
Organizowałem przylot do Polski żeby mieć pewność, że mogę zjawić się w piątek, więc piszę dopiero teraz. Prawdopodobnie zobaczymy się na miejscu, ale teraz również chciałem tylko przekazać kilka słów dla Ciebie i Cioci.
Nie potrafię sobie wyobrazić jak ciężko musi Wam teraz być, ale to prawdopodobnie mówi każdy – ja miałem wielkie szczęście, że spędziłem z Kacprem wiele niezapomnianych momentów dzieciństwa, nawet wspólne urodziny, więc wolę skupić się na tych pozytywnych myślach. Bo taki był też Kacper, zawsze pozytywny. Jedno ze wspomnień, które zawsze do mnie wraca to jak dobrze Kacper umiał odnaleźć się w każdej skomplikowanej sytuacji. Kiedy na jednej z pierwszych edycji Porzecza zostawiono nas w lesie z mapą i kompasem, on momentalnie potrafił na spokojnie się zatrzymać I przemyśleć sytuację, a potem znaleźć wyjście. Dla mnie to wtedy było niepojęte, ale często myślałem o tym momencie jako o symbolu życia Kacpra, który nigdy nie panikował i potrafił zaradzić każdemu problemowi. Wydaje mi się, że Kacper w ogóle dojrzał szybciej ode mnie I wiele razy byłem pełen podziwu tego jak patrzy na życie. Rzadko przejmował się tym co ktoś pomyśli i szedł w stronę swojego celu.
Kiedy mówię o celu, przypominam sobie jak wiele ich było. Kacper interesował się fotografią, gotowaniem, survivalem i wieloma innymi tematami, które szybko przyswajał. Ale chyba u Was to rodzinne bo Tymon też szedł jak burza przez życie. Dobrze pamiętam też błędy ortograficzne Kacpra . To dlatego, że tak często wysyłał mi swoje prace domowe z fizyki i matematyki, które zawsze rozumiał lepiej ode mnie. Nie dziwię się, że obrał taką ścieżkę kariery, i myślę, że to bardzo rzadkie aby osoba która była utalentowana w tych dziedzinach, miała jednocześnie tak kreatywny i artystyczny umysł.
Bardzo wiele z tych wspomnień dzieliliśmy wszyscy razem na wspólnych wyjazdach, wyjściach i kolacjach. Za to jestem i Wam i Kacprowi bardzo wdzięczny. Nie potrafię wyrazić tego jak bardzo jest mi przykro, ale zaraz potem się uśmiecham, bo jedyne co przychodzi mi na myśl, to jak bardzo ciepłą i życzliwą osobą był Kacper. Jestem pewien, że wszyscy ludzie którzy mieli okazję go bliżej poznać, patrzą w ten sam sposób. Ja sam dalej próbuję w niektórych dziedzinach życia być tak odpowiedzialny i dzielny jak był Kacper. Zamiast panikować, staram się zatrzymać, wyciągnąć kompas i mapę, i znaleźć rozwiązanie. Dokładnie tak, jak Kacper wielokrotnie mi to pokazał.
Ciepło Was ściskam, łączę się w żalu i życzę siły oraz wytrwałości. Do zobaczenia.
Antek
List Lucyny Kupper do Rodziców
Dzień dobry,
To naprawdę drobna rzecz (tłumaczenie ulubionej piosenki Kacpra), którą mogłam zrobić dla pamięci Kacpra.
Kacper jest i zawsze będzie jednym z najfajnieszych młodych ludzi jakich spotykam w mojej pracy. Wyróżniał się swoją delikatną i nie narzucającą się osobowością. Miał wiedzę na różne tematy i szybko robił postępy w angielskim. Ostatnim razem widziałam go jak przywiózł Marcela. Wszedł do środka, żeby porozmawiać. To było bardzo miłe.
Modlę się za niego codziennie. Wiem, że dotknął swoją dobrocią wielu ludzi i Dobry Bóg wyprowadzi z tej tragedii jeszcze większe dobro.
Lucyna Kupper
Kondolencje / Prezydent Miasta Gdańska
Państwo Krystyna i Andrzej Drzycimscy
Szanowni Państwo,
Ze smutkiem przyjęłam informację o śmierci Państwa wnuka Kacpra Kukiera. Na żadną śmierć nie sposób się przygotować, zwłaszcza gdy przychodzi zbyt wcześnie. Śmierć ukochanego wnuka jest bolesnym doświadczeniem pełnym żalu, krzywd i rozpaczy - uderzającym w samo serce. Po stracie bliskich potrzebujemy miłości, szacunku, zrozumienia ale i zjednoczenia w żalu. Brakuje nam prostych, prozaicznych sytuacji, banalnych gestów, uśmiechu czy głosu bliskiej osoby.
Trudno znaleźć słowa pocieszenia, zwłaszcza gdy umiera tak młoda osoba, która mogła jeszcze wiele dokonać i przeżyć. Czas nie wyleczy wszystkich ran, może jedynie przynieść ukojenie. Dla wierzących w Boga nadzieją jest wieczność, dla innych wartością jest dobro, które po sobie na ziemi zostawiamy. ,,Nie wszystek umrę”- pisał Horacy. Głęboko wierzę, że dopóki w pamięci przechowujemy wspomnienie o człowieku, nie odszedł on bezpowrotnie.
Proszę przyjąć najszczersze wyrazy współczucia dla Państwa i wszystkich bliskich, których dotknęła ta strata.
…Moja córka Zosia wspomina Kacpra ,,Francuza” jako wspaniałego instruktora, opiekuna podczas obozów w Porzeczu…
Jestem z Państwem i Bliskimi w modlitwie
Aleksandra Dulkiewicz,
Prezydent Miasta Gdańska
Varia zebrane /
Dziadek Andrzej Drzycimski
Bogusia Negowska (żona leśniczego): Kacper do leśniczówki w Czarnym po raz pierwszy przyjechał, gdy miał siedem lat. Zaskoczyło ją, że taki maluch rozgrzebuje każdą potrawę. Nawet myślała, co to za dziwny dzieciak. A po posiłku zawsze pytał, co tam było dodane, sam bezbłędnie podał wszelkie przyprawy i dodatki. Kacper i Tymon uwielbiali pani Bogusi naleśniki z jagodami lub twarogiem, z gęstym sosem, z jajek ubijanych na sztywno, z cukrem. Zakładali się, kto ich więcej zje. Kacper był bezkonkurencyjny. Uważnie przyglądał się przyrodzie, pasjonował Go las. Dostrzegał przy tym coś, co uchodziło uwadze innych. Niekiedy był to kształt kwiatu nenufaru, skręcony wierzchołek nadbrzeżnej starej sosny, ślady kopyt leśnej zwierzyny, płynący bóbr w poprzek jeziora, zapach dymu z palącego się ogniska… Stał się ulubieńcem pani Bogusi, która czule zawsze o nim mówiła: mój Kacperek, nawet gdy był już mężczyzną. I takim dla niej pozostał do ostatnich, krótkich, odwiedzin. A w leśniczówce zawsze dla niego znajdowało się miejsce. Na pogrzeb przyjechała z córką, z kwiatami przeplecionymi leśnym wrzosem i rajskimi jabłuszkami, rosnącymi obok leśniczówki.
Basia Gryglewska (częsty gość leśniczówki w Czarnym, lekarz): na wiadomość o Jego śmierci napisała w sms-ie, że był to ciekawy chłopak. Widać było, że pasjonuje Go fotografia. Kiedyś, podczas urodzin Piotra, jej męża, obchodzonych w 2007 roku w Czarnym, Kacper miał aparat fotograficzny i wszyscy prosili by zrobił zdjęcia. Faktycznie robił je, ale interesował go jedynie tort, który obfotografował ze wszystkich stron, biesiadujących zupełnie pominął. Zafascynowało ją, że zaledwie jedenastoletni Kacper tak dużą uwagę zwracał na tortowe detale.
Elżbieta Czarzasta (lekarz opiekująca się holistycznie prawie całą rodziną): tyle już minęło lat, a pamiętam, jak Go przyprowadzono do mnie kontuzjowanego, pociętego przez spadającą szybę w domku na obozie sportowym. Obejrzałam, a wyglądało to nieciekawie, kilkanaście szwów, w tym podcięte ścięgno dużego palca u nogi. Zaordynowałam: zastrzyk. Na to smutny dziesięciolatek, bez żadnej skargi, spytał babcię i Lucynę:
- Czy w tej rodzinie jest ktoś, kto mnie potrzyma?
Przyszedł do niej też już jako dorosły mężczyzna i na samym wstępie powiedział, że chciałby dostać leki, ale naturalne.
W ogólnopolskiej, piątej edycji konkursu TopboT-a (2011) sześcioosobowa drużyna z gimnazjum im. św Jana de la Salle, stanęła w szranki z 20 zespołami licealistów z całej Polski. Finał rozgrywany był w Gdańsku. Zespoły uczestniczące w konkursie programowały tak swego robota, by bezbłędnie rozwiązał dwa postawione zadania. Największa ilość punktów pozwalała na przejście do trzeciego, finałowego etapu. Dopiero wówczas, tuż przed ostateczną rozgrywką, zespoły otrzymywały nieznane im wcześniej zadania, wymagające wykazaniem się umiejętnościami programowania oraz szybkiego rozwiązywania napotkanych problemów. W trakcie finału ich zaprogramowany legowy robot nagle stanął. Decydowały sekundy. Błyskawicznie trzeba było podjąć decyzję, co robić. Okazało się, że należało wymienić jeden z elementów i wstawić nowy. W zespole wszystkim ręce się trzęsły, jedynie Kacper zachował spokój. Po zawodach, uśmiechając się w domu, skomentował jedynie:
- No, tak zwyczajnie, wziąłem go do ręki, wymieniłem, robot poszedł dalej.
Wygrali konkurs i mieli zagwarantowany udział w światowym zlocie w Stanach, sponsorowanym przez NASA. Niestety zabrakło pieniędzy na przelot i utrzymanie.
Od najmłodszych lat jeździł na obozy survivalowe: Zaroślak, Fyrsta, a potem Porzecze.
Kiedy ukończył osiemnaście lat, razem z Tymonem, przeszedł roczny kurs survivalowy tzw. „Kwaterkę”, po którym powierzono mu opiekę nad dziećmi.
Uśmiechnięty, życzliwy, powszechnie lubiany, zawsze przygotowany do zajęć, zwłaszcza z najmłodszymi, ale i też z dorastającą młodzieżą. W niewielkim notatniku znaleźć można jego krótkie instruktorskie zapiski z przygotowanych zabaw i gier terenowych. Garnęli się do Niego wszyscy. Kończące się turnusy przynosiły niekiedy zaskakujące obrazki, gdy nagle, na oczach oczekujących rodziców, ich dzieci rzucały się na Kacpra, ściskając Go mocno i umawiały się na następny rok…
Pomagał każdemu, kto się do niego zwrócił. Najlepszy był jednak w rozwiązywaniu zawiłości internetowych. Drobiazgowo analizował możliwości komputerów i telefonów komórkowych. Stał się ekspertem rodzinnym przy wszelkiego rodzaju zaawansowanych ustawieniach, naprawach oraz zakupach sprzętu elektronicznego i sportowego.
Zaskakiwał też decyzjami, o których mówił tak zwyczajnie, jako o czymś zupełnie oczywistym. Ledwie skończył osiemnaście lat stał się honorowym dawcą krwi. W Jego legitymacji wypisano, że oddał jej litr. Żałował, że nie mógł więcej, borelioza, której nabawił się w trakcie leśnych wypraw, uniemożliwiała przekazywanie jej potrzebującym.
Na zjeździe internowanych strzebielinkowców (2014) prosiłem Go, jako pasjonatę fotografii, by zrobił zdjęcia z naszej uroczystości. Aparat miał świetny, ale z podwyższenia, gdzie stałem, widziałem jak niechętnie podchodzi do ludzi. Wręcz unikał robienia zdjęć z bliska. Tak jakby nie chciał zaglądać im w twarz, naruszać ich prywatności. Zrobił natomiast znakomite zdjęcie z profilu, gdy jeden z kolegów, klęcząc przed tablicą z naszymi nazwiskami, wyszukiwał swojego. Stało się ono sztandarowe, ale nie chciał go podpisywać.
Od najmłodszych lat próbował sił w wielu dyscyplinach sportowych, doskonaląc się w nich, by pozostawić je, poszukując następnych wyzwań. Był hokej, taekwondo, szermierka, tenis, pływanie, narty, snowboard, windsurfing, rower… i rower na lata stał się środkiem transportu. W ślad za nim szli obaj bracia próbując swych sił w różnorodnych dyscyplinach sportowych, trochę naśladując a trochę zarażając się pasją. W tym roku Tymon na rowerze w dwa i pół dnia pokonał trasę Kraków-Gdańsk. Marceli zaś polubił tenis i ćwiczy w tym samym klubie, co Kacper. Najwięcej jednak korzystał Tymon, którego wciągnął i wspólnie wyprawiali się na nocne marsze na orientację i inne wyprawy survivalowe w lasach kaszubskich. Śladem tego są pozostawione przez Kacpra, starannie ułożone ślepe plany, otrzymywane na starcie w teczce z napisem: Mapy. Niespełnionym marzeniem pozostało tylko latanie na paralotni.
Jednak z największą pasją oddawał się wspinaczce ściankowej. Poznawał też tajniki wspinaczki skałkowej. Wyjeżdżał do Jury Krakowskiej, w Karkonosze, gdzieś do Czech. BlokFit a potem Murall/BokFit stał się dla niego drugim domem. Wpadał do niego o różnych porach dnia, nawet w nocy. Wieczorem 16 września też jechał rowerem na ściankę trochę odpocząć po pracy. Tu czuł się dobrze. Spotykał się z tymi, z którymi chciał porozmawiać. Szukając spokoju zamieniał też Murall/BlokFit w miejsce pracy i nauki. Nawet kawa lepiej tam smakowała... Wprowadzał w tajniki wspinaczki najmłodszych, młodych i tych już dobrze po pięćdziesiątce. Potrafił wciągnąć do tej dyscypliny. Udało mu się również zachęcić Tymona, który najpierw z doskoku, później z pasją poszedł w ślady Kacpra, a teraz, już w Krakowie, prowadzi samodzielne zajęcia. Także Marceli niejednokrotnie jechał do BlokFitu, by pod okiem Kacpra ćwiczyć wspinaczkę.
Kacper stale doskonalił technikę wspinaczkową i to nawet po wypadku, gdy spadając ze ścianki złamał sobie kości lewego przedramienia. Po ich zrośnięciu nadal kontynuował sportowe wspinanie. W notatniku wypisywał sobie znaczenie poszczególnych mięśni przy kolejnych chwytach i wypisywał ćwiczenia, by je uaktywnić. Okazało się jednak, że kciuk ręki nie był w pełni unerwiony i się nie zginał. Poddał się operacji przełożenia jednego z nerwów, by go usprawnić. Częściowo pomogło, ale nie do końca i kciuk nadal nie miał pełnej chwytności. Z mozołem więc ćwiczył, jeździł na specjalne zajęcia rehabilitacyjne, powiększając jego możliwości, ale niestety nie wrócił już do pełnego zakresu sprawności. Zaczął też zwracać uwagę na wagę ciała, tak istotną we wspinaczce. Zmienił upodobania żywieniowe (trochę też za sprawą Natalii) przedkładając dania jarskie nad mięsne. Analizował skład potraw, obliczał kalorie i zrzucał kolejne kilogramy, by wreszcie dojść do wagi 77 kg przy wzroście 187 cm.
Z Natalią znali się dziewięć lat. Najpierw jako obozowicze Porzecza. Kacper starał się ją zastępować na wartach nocnych, by mogła sobie jeszcze pospać. Nieraz zamieniał się talerzami, podsuwając jej lepsze porcje i jak ona wspomina, nic nie mówił. Później, po obozowych turnusach, gdzieś się widywali, nawet spotkali raz czy dwa, ale był on dla niej zbyt milczący. Na dobre zaczęli chodzić ze sobą trzy ostatnie lata. Zawsze przynosił jej piękne jabłka… Znajdowali coraz więcej wspólnych tematów, zaczęli snuć plany, chcieli być razem. Ostatnio w ich mieszkaniu znalazł się mały chomiczek, dla którego urządził prawdziwe królestwo. Kacper był dla Natalii ostoją dobroci, spokoju i odpowiedzialności.
Po Jego śmierci otrzymywałem liczne sms-y i maile z wyrazami współczucia. Zaskakiwały różnorodne inicjatywy modlitewne podejmowane często przez nieznane nam osoby. Modlono się za Niego w domach i szpitalach a nawet przy grobie św. Piotra na Watykanie. W parafii św. Kazimierza na Zaspie około 200 osób Wspólnoty Miłosierdzia Bożego śpiewało koronkę. Apostołki Maryjne w całym kraju podjęły modlitwę o Jego szczęśliwą wieczność i opiekę Niepokalanej nad całą Rodziną. Odprawiano też msze w Jego intencji u pallotynów we Wrzeszczu, na Zaspie, w Sopocie, Kalwarii Wielewskiej, Krakowie, Częstochowie, Warszawie, na Podhalu i w papieskiej „Księżówce” w Zakopanem. Kacper był w sercach i na ustach wszystkich. Jego przyjaciele i znajomi spotykali się i spotykają, żeby Go wspominać a w tych trudnych pierwszych dniach służyli pomocą Natalii i Rodzinie. Chętnie też dzielą się swoimi wspomnieniami i zdjęciami z wspólnie spędzonego z Kacprem czasu. Prawie na wszystkich uchwycony jest z charakterystycznym delikatnym uśmiechem…
Pojawiały się też sytuacje niejednoznaczne, znaki nieoczywiste dające nadzieję na coś więcej jak biały gołąb siedzący na drzwiach kościoła, motyl na ręku Natalii czy też nagły poryw wiatru na cmentarzu w trakcie ulubionej piosenki Kacpra.
kontakt: sabina.kukier@wp.pl
DO GÓRY ▲